Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ze 125 hodowców drobnego inwentarza zostało w mieście 27.Raz w roku pokazują swoje okazy w Krasowach

Monika Chruścińska
Jan Pilorz, najstarszy członek stowarzyszenia hodowców i jego królik, nowozelandzki czerwony, zwycięzca rasy.
Jan Pilorz, najstarszy członek stowarzyszenia hodowców i jego królik, nowozelandzki czerwony, zwycięzca rasy. Monika Chruścińska
To nie jest tanie ani łatwe hobby, ale jak ktoś już połknie bakcyla to nie ma na niego rady - śmieją się hodowcy drobnego inwentarza z Mysłowic. - Zresztą Ślązacy mają to do siebie, że uwielbiają zwierzęta - zaznacza Jan Pilorz. Za dwa lata będzie obchodził 50-lecie swojej pracy w Mysłowickim Stowarzyszenie Hodowców Drobnego Inwentarza. Jest tu najstarszym stażem. Króliki hoduje od bajtla. Najmłodsza hodowczyni w mieście ma... 12 lat.

- Najpierw pomagałem przy zwierzętach ojcu - wspomina Pilorz. Od tego czasu wiele się zmieniło. - Pamiętam, że nigdy nie dawaliśmy królikom pić, a teraz bez wody padną - opowiada. Zaczynał od zwierząt nierasowych. Hodował je dla przyjemności i... potrzeb kulinarnych. - Mięso królika jest lepsze nawet od cielęciny - zapewnia.

Pierwszym rasowcem, jaki kupił, był szynszyl wielki. Dziś stawia już tylko na dwie odmiany - nowozelandzkie czerwone i holenderskie. Ma ich blisko 60, ale jego rekord to... 194 okazy.
Henryk Hoinkis, dziś prezes stowarzyszenia, wychował się w laryskich familokach. Za budynkami mieszkańcy mieli komórki, kawałek placu, a to sprzyjało zakładaniu hodowli. Większość hodowców swoją pasję, podobnie jak Pilorz, przejęło właśnie po swych protoplastach. - To trzeba mieć we krwi - wyjaśnia Hoinkis. A teraz? - Młodzi wolą komputery, komórki... - żałuje pan Jan.

Do hodowli trzeba mieć zdrowie. - Dziennie trzeba nakarmić, posprzątać, poświęcić zwierzętom minimum dwie godziny - tłumaczy pan Henryk. Ale jeden medal, wynagradza wszystkie poświęcenia. Nie ma roku, aby okazy Hoinkisa nie zdobywały nagród na wystawach. Pewniakiem, który zgarnia wszystkie tytuły jest kogut wyandotta biały. - Championów się nie je - zaznacza. Hodowla to też drogie hobby. Za parę rasowych bażantów trzeba zapłacimy nawet 4 tys. zł, wylicza prezes.

W latach 70. i 80. na co miesięczne zebrania do mysłowickie-go stowarzyszenia przyjeżdżało 125 osób. Dziś hodowcy wyliczają ledwo 27 członków. Ostatnio do grona dołączyło dwóch nastolatków. - A jesteśmy najprężniejszym kołem w regionie - zaznacza Pilorz. I najstarszym. Koło hodowców w Mysłowicach założył we wrześniu 1925 roku Fryderyk Miller. Co roku, we wrześniu właśnie, hodowcy wystawiają też swoje okazy przed mysłowiczanami. Ostatnio w Krasowach.
To dzielnica od lat słynąca z najbardziej urodziwych królików. Przez lata hodował je tu Jan Goj, wieloletni prezes stowarzyszenia i krasowianin. - Przyjeżdżali do nas hodowcy z całej Polski - wspomina pani Małgorzata, żona świętej pamięci prezesa. - Na wystawach rozpoznawali jego króliki po samym wyglądzie. Miał serce do zwierząt, wszystko zawsze robił na 200 procent - mówi.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto