Strażacy w Mysłowicach gaszą dwa pożary dziennie

Ponad 1 200 interwencji, setki ewakuowanych mieszkańców, 6 ofiar śmiertelnych i 57 rannych - mysłowiccy strażacy w 2011 mieli pełne ręce roboty. Do akcji wyjeżdżali średnio 3-4 razy na dobę. Pierwszy raz od czterech lat odnotowali więcej pożarów niż innych zdarzeń - wyjazdów do wypadków czy podtopień.

To był rok pożarów
- W 2011 liczba pożarów w mieście wzrosła o ponad połowę w stosunku do roku ubiegłego - wylicza bryg. Krystyn Bebło, komendant PSP w Mysłowicach. Pożarnicy musieli gasić ogień łącznie 653 razy, czyli o 227 więcej niż w 2010. Gorąco zaczęło być już w marcu, kiedy przyszła plaga wypalania traw. 65 razy w płomieniach stawały też budynki mieszkalne. Przyczyną najczęściej były nieostrożność osób dorosłych, wady urządzeń grzewczych i instalacji elektrycznych. - Ludzie w dalszym ciągu nie przywiązują odpowiedniej wagi do corocznych kontroli instalacji - ubolewa bryg. Bebło.

- Zimą dogrzewają się grzejnikami i zostawiają je bez dozoru. Zasypiają przy włączonych urządzeniach, a stąd już prosta droga do pożaru. Nie dalej, jak dwa lata temu od włączonej na noc lampki spalił się cały dom w Kosztowach i zginął człowiek - przypomina. Do pożarów najczęściej dochodzi tam, gdzie są największe skupiska ludzi. W Mysłowicach to Śródmieście, Stare Miasto, Brzęcz-kowice i Wesoła.

Nie udało się uratować 6 osób, 57 było rannych
Łącznie w 2011 roku nasi strażacy wyjeżdżali do akcji 1 260 razy. Zginęło 6 osób, a 57 zostało rannych, w tym jeden strażak. Ponad 500 wezwań było do tzw. miejscowych zagrożeń. - Są to przede wszystkim wypadki drogowe, ale i usuwanie skutków wichur, podtopienia czy likwidacja gniazd szerszeni - wyjaśnia komendant.

Codziennie nad bezpieczeństwem mieszkańców miasta czuwa 67 strażaków jednostki państwowej i 83 ochotników z OSP Janów, Dziećkowice, Kosz-towy oraz 33 funkcjonariuszy Zakładowej Straży Pożarnej KHW, która także wspiera naszych pożarników podczas akcji. Łącznie do dyspozycji mają ponad 20 samochodów, ale to wcale nie jest dużo. - Dwóm jednostkom ochotniczym brakuje ciężkich wozów bojowych - mówi bryg. Bebło. OSP Janów i Dziećkowice musiały rok temu wycofać z eksploatacji dwa pojazdy, bo były już stare i zbyt awaryjne.

Bezcenne zakupy
Koszt jednego nowego wozu gaśniczo-bojowego to około 760 tys. zł. A mysłowicka komenda w przeciągu dwóch najbliższych lat będzie musiała kupić takie dwa, jeśli chce przekazać swój starszy sprzęt ochotnikom. - W tym roku planujemy zakupić średni wóz bojowy wyposażony w proszek gaśniczy. Dotąd nie mieliśmy takiego w ogóle - zapowiada komendant miejski PSP. Nie ma go też Jaworzno, jeśli więc wybuchnie pożar w sąsiedniej Elektrowni Jaworzno, nasza jednostka jako pierwsza będzie wysyłana na miejsce. Z własnej kasy komenda tyle pieniędzy nie wygospodaruje.

Tym bardziej, że tegoroczny budżet (4 mln 280 tys. zł) jednostka ma mniejszy od ubiegłorocznego o 150 tys. zł. Toteż na nowy samochód miasto zgodziło się wyłożyć 250 tys. zł, a resztę zapłaci komenda wojewódzka. - Dzięki temu, jeden ze starszych wozów będziemy mogli przekazać OSP Janów - wyjaśnia bryg. Bebło.

Rok temu nasi strażacy do-posażyli się w łódź patrolową (przekazała KM PSP w Rybniku), urządzenie monitorujące zawartość CO2 w wydychanym powietrzu czy sanie do ratownictwa lodowego. Są też nowoczesne GPS-y dla dwóch wozów i skokochron. Od jego niezawodności zależy w czasie akcji ludzkie życie.

Podobnie, jak od sprawnej współpracy wszystkich służb ratowniczych. Dlatego do komendy PSP, jeszcze w tym roku przeprowadzą się dwa zespoły ratownictwa medycznego, które razem z pożarnikami będą wyjeżdżać do akcji. W dalszej kolejności strażacy chcą przyjąć pod swój dach urzędników Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. - Chcemy ujednolicić procedury działań i maksymalnie skrócić czas reakcji - mówi bryg. Bebło.

Polub nas!Chcesz być na bieżąco z tym co dzieje się w Mysłowicach? Polub nas na Facebooku i trzymaj rękę na pulsie!