Spacer z Bernardem Krawczykiem po Mysłowicach. Swoją młodość spędziłem na Piosku
Szkoła na Piosku. Ach co to była za grochówka!
Umówiliśmy się z aktorem przy ulicy Gwarków, przed bramą Zespołu Szkół Sportowych. Przed wojną ojciec Bernarda Krawczyka był pracownikiem straży granicznej. Tropił przemytników na pograniczu polsko-niemieckim, koło Bytomia. - Ciężko pracował, mało zarabiał, w domu było skromnie - opowiada aktor. W sierpniu 1939 roku, tuż przed wybuchem wojny, przyjechał z matką aktora i starszym bratem do Mysłowic. We wrześniu ojciec poszedł do polskiego wojska i dostał się do niewoli. Bernard Krawczyk całą okupację uczył się w niemieckiej szkole, tu przy Gwarków właśnie. Wchodzimy na plac. - Niewiele pamiętam ze szkoły na Piosku. Tylko zapach grochówki - wspomina aktor. - Przy szkole, chyba tutaj - pokazuje na jeden z budynków za boiskiem - była kuchnia, w której gotowali zupę i dożywiali uczniów. Trwała wojna, panowała ogromna bieda. W domu jedliśmy z bratem tylko chleb z margaryną lub marmoladą, żur czy wodzionkę. O tej grochówce marzyłem po nocach. Musiała być bardzo dobra, skoro zapamiętałem ją do dzisiaj - opowiada.