"Na rozkopanych brzegach szarych, dziwacznie pokurczonych wstęg rzecznych tętnią ostatnie uderzenia kilofa" - pisał w 1936 roku o postępujących pracach przy regulacji koryt mysłowickiej rzeki Wacław Siedziński w "Polsce Zachodniej".
Pomysł zbudowania tu portu zrodził się jeszcze w czasach niemieckich. Już w XIX wieku przy ujściu Białej Przemszy w Niwce istniał port rzeczny zwany przystanią. Dziś świadczą o nim już tylko nazwy uliczek - Portowa czy Plażowa. Ale to tutaj właśnie pewien Anglik zbudował swój parowiec, którym przez lata żeglował po wodach rzeki. Tędy spławiano też produkty górnicze ze Sławkowa.
W międzywojniu wojewoda Grażyński postanowił odtworzyć i rozbudować w Mysłowicach port niwecki. Nasze miasto miało wówczas stanowić centralę komunikacyjną dla Górnego Śląska. Stąd miały odchodzić w szeroki świat statki naładowane "czarnym diamentem" i żelazem, i tu miały krzyżować się dziesiątki międzynarodowych linii kolejowych, a rozbudowanemu, jak na tamte czasy, mysłowickie-mu dworcowi już wróżono "śmierć". Jego miejsce miał zająć potężny gmach o kilku halach i kilkunastu peronach! Zaprojektowano wielkie tunele podziemne i na krótko przed wojną przystąpiono nawet do pracy, o czym świadczą dziś tkwiące pod dworcem na głębokości 12 m fundamenty.
Przy budowie wielkiego por-tu posłużyć miały plany inżynierów niemieckich, którym kolos marzył się już wcześniej. Koszty inwestycji wyliczono na 15 mln zł. Najpierw trzeba było wyregulować koryta mysło-wickich rzek. Do prac przygotowawczych przystąpiono bardzo szybko.
Przy robotach, jak wspomina Wilhelm Rygioł z Mor- gów, zatrudniono m.in. ODR-owców, Ochotnicze Drużyny Robocze. "Byli skoszarowani w budynkach obok Zakładu Salezjańskiego przy ul. Powstańców. Większość z nich pochodziła z kresów wschodnich. Dostawali bezpłatnie umundurowanie, spanie, wyżywienie i 1 zł za dzień, z czego 50 groszy wpłacano im na książeczkę PKO, a drugie wypłacano jako kieszonkowe" - czytamy we wspomnieniach pana Wilhelma. Mysłowiczanin lubił dyskutować z nimi na różne tematy, szczególnie interesował się życiem ich stron rodzinnych.
Prace w Mysłowicach zajęły robotnikom łącznie trzy lata. W tym czasie wyregulowali 4 kilometry Czarnej Przemszy i Brynicę. Po tym pozostała do zrealizowania kluczowa część śmiałego projektu - budowa samego portu. Początkowo planowano, że zatrudnienie przy niej znajdzie osiem tysięcy robotników, później mówiono już o kilkunastu tysiącach!
Miał mieć pięć doków, zwanych basenami, urządzonych nowocześnie i zabezpieczających całkowitą swobodę wpływową i wypływową dla statków. Na jeden metr bieżący brzegu portu na ładunek wypadałoby wówczas rocznie 250-350 ton.
Docelowo nasz port miał być niewiele mniejszy w stosunku do dortmundzkiego. Możliwości załadowania niemieckiego kolosa wynosiły wtedy 4 miliony ton rocznie, a możliwości przyszłej nowoczesnej przystani na Czarnej Przemszy obliczono na 3 miliony!
Jak pisała w 1936 roku "Polska Zachodnia", za trzy lata z mysłowickiego portu wypłynąć miał pierwszy statek, załadowany śląskim węglem. Jednak w trzy lata po opublikowaniu artykułu w gazecie dogorywała już obrona Polski przed atakiem hitlerowskiej Rzeszy. Przed wybuchem II wojny zdołano tylko wyregulować i pogłębić rzekę, dostosowując ją do żeglugi.
Do projektu budowy portu chcieli po 1939 roku powrócić Niemcy, ale zarzucono pomysł w 1943, a po wojnie władze polskie już nigdy do tematu nie wróciły.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?