Spotkanie z Barbarą Eustachiewicz-Kowal w Mysłowicach - Było wspaniale - cieszyła się po spotkaniu z młodzieżą Barbara Eustachiewicz-Kowal. Z domu Przygoda. Wspaniała gimnastyczka, dwukrotna olimpijka, 5-krotna mistrzyni Polski, w tym dwukrotnie najlepsza zawodniczka w kraju w skoku przez konia i ćwiczeniach wolnych, dwa razy druga i trzy razy trzecia w wieloboju. A dziś trenerka młodych gimnastyczek w Warszawie.
Z mysłowicką młodzieżą po raz pierwszy spotkała się na Pikniku Olimpijskim w Warszawie. - Zobaczyłam na transparencie napis: "Klub Olimpijczyka Mysłowice". Ogromnie się wzruszyłam - opowiada. I od razu podeszła do Iwony Zonik, nauczycielki wychowania fizycznego w ZSS. - Sama zaproponowałam, że przyjadę w odwiedziny - opowiada.
Szkoła pani Barbarze bardzo się podoba. - Czuję się tu ducha sportu, a sport uczy dzieci i młodzież systematyczności - wyjaśnia. A wie, co mówi, bo aby osiągać dobre wyniki w gimnastyce, trzeba trenować całymi dniami.
Stare materace i pierwsze treningii w Lechii 06
Panią Barbarę miłością do dyscypliny zaraził jej ojciec. - Tato wrócił po wojnie z Anglii do Mysłowic. Trenował w przedwojennej sokolni, na sali gimnastycznej przy Promenadzie, gdzie jest dziś Lechia. Po wojnie skrzyknął się z pozostałymi sokolnikam i tak się zaczęło - opowiada. - To byli dojrzali panowie. Jeden wziął się za gimnastykę, drugi - za hokej, były też piłka nożna i boks. Boks stał na niezłym poziomie. A gimnastyka? Kto by pomyślał, że zawodniczka z tak małego klubu zdobędzie wicemistrzostwo Śląska - wspomina nasza olimpijka.
Miała wtedy 10 lat. Materace na sali w Mysłowicach były stare, włosiane, brzydko pachniały. Trenowała tu do 15. roku życia, potem trafiła do Gwardii Katowice i zaczęła ćwiczyć akrobatykę. - Sama nie wiem, co lubiłam bardziej - przyznaje. - Gdy brałam udział w ośmioboju, wydawało mi się, że mój występ jest czymś poważnym, próbą zdania egzaminu z umiejętności. A w gimnastyczne akrobatycznej wyżywałam się.
Kiedy pani Barbara zaczęła robić świetne wyniki, trafiła do kadry olimpijskiej. - Trenowałyśmy w ośrodku olimpijskim w Świętochłowicach, na Zgodzie. Mieszkałam już w Katowicach, miałam męża i córkę. Mąż był zawodnikiem Spójni Katowice, inżynierem, pracował na kolei. Na igrzyska do Melbourne nie zdążyłam się załapać, ale do Rzymu i Tokio już pojechałam - wspomina. Mąż pani Barbary cieszył się z sukcesów żony i całe życie podporządkował jej karierze.
Po powrocie z pracy przejmował opiekę nad córką i nasz późniejsza olimpijka jechała na trening. Ćwiczyła siedem razy w tygodniu. Trzy razy jeździła do Krakowa na konsultacje do Heleny Rakoczy, mistrzyni świata, trzy razy ćwiczyła pod okiem męża w Katowicach, a raz w Świętochłowicach.
A warunków do ćwiczeń nie było takich jak teraz. - W Rosji mieli wtedy już doły z gąbkami do trenowania skoków. Dziewczyny odbijały się, kręciły w powietrzu podwójne salto i lądowały w gąbki. Było bezpieczniej, a nas trenerzy łapali w siatkę siatkarską - opowiada mysłowiczanka. Przeżuty w tył, salta proste ćwiczyła na materacach pokrytych filcem. - Nie było sprężynowych ścieżek - zaznacza. Ale były za to wyniki. - Śląsk był potęgą w gimnastyce. Na Igrzyskach w Tokio (1964 rok) na 6-osobową drużynę gimnastyczek, pięć było ze Śląska - wylicza mysłowiczanka.
Piąta na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie, w Tokio bez trenera
Najlepszy wynik osiągnęła jednak w Rzymie. Zajęła drużynowo 5. miejsce w wieloboju. W Tokio z kolei nasze gimnastyczki startowały bez trenerki. - Zaproponowano jej sędziowanie i nasze kierownictwo zgodziło się, ale to nie było dobre rozwiązanie. Kosztem rozgrzewek na treningach musiałyśmy same ustawiać przyrządy. I wynik na zawodach też zrobiłyśmy gorszy - przyznaje.
Do Warszawy pani Barbara wyprowadziła się za drugim mężem. Od 20 lat prowadzi tam zajęcia pozalekcyjne z gimnastyki. - Ćwiczymy na korytarzu, jak Leszek Blanik, bo na sali koledzy trenują piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę - opowiada. Ale sukcesy osiąga. Najlepszy wynik podopiecznych Eustachiewicz to wicemistrzostwo Warszawy.
- Sercem jestem jednak ciągle mysłowiczanką. Tu chciałabym zamieszkać na stałe i tu zostać pochowana - mówi.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?