Grochówka, radiowęzeł i spotkanie po latach
Bernard Krawczyk przyjechał do Mysłowic z mamą i bratem w sierpniu 1939 roku, praktycznie tuż przed wybuchem wojny. To też rodzinne miasto ojca aktora. Najpierw uczył się w niemieckim gimnazjum przy ulicy Boliny, tu gdzie teraz jest Zespół Szkół Sportowych. - Ze szkoły na Piosku pamiętam tylko zapach grochówki - wspomina aktor. - Przy szkole była kuchnia, w której gotowali i dożywiali dzieci i młodzież. Trwała wojna, szkoła była niemiecka, panowała ogromna bieda. W domu jedliśmy z bratem tylko chleb z margaryną lub marmoladą, żur czy wodzionkę. O tej grochówce marzyłem po nocach. Musiała być bardzo dobra, skoro zapamiętałem ją do dziś - duma.
O tym, że chce zostać aktorem odkrył dopiero w liceum, dzisiejszym "Kościuszko". - Szkoła była już wtedy zradiofonizowana. Z moim przyjacielem - Janem Klemensem - robiliśmy programy, śpiewaliśmy piosenki. Występowałem na akademiach, mieliśmy chór i orkiestrę. To właśnie Janek namówił mnie, żebym został aktorem. Po wojnie brakowało świeżej krwi w tym zawodzie - opowiada.
Z nauczycieli zapamiętał dyrektora Kaspra Dubiela. - Nie raz przyłapał mnie na paleniu papierosów w toalecie. A profesor Jan Kiełbasa mówił mi zawsze "Pamiętaj chłopcze, zastanów się zanim palniesz głupstwo". Ta maksyma towarzyszy mi do dziś. To byli zacni ludzie - zaznacza Krawczyk.
Z mysłowiczaninem, profesorem Alfredem Sulikiem, Bernard Krawczyk, siedział w liceum w jednej ławce. - Utrzymujemy nadal kontakt, ale bardzo rzadko się widujemy - przyznaje aktor. Cieszy się, że mógł zobaczyć kolegę na premierze filmu w muzeum. - Jak jadę do rodziców na cmentarz przy Mikołowskiej, przejeżdżam obok jego domu. Zawsze wtedy powtarzam sobie "Muszę wstąpić do Alfreda", ale niestety na dobrych chęciach się kończy. Teraz w końcu zobaczyliśmy się i już umówiliśmy się na kolejne spotkanie - zapewnia.
Dzienniki, świadectwa, kroniki z... 1900 roku
Na premierę filmu do muzeum zjechali nie tylko nie tylko absolwenci mysłowickich szkół. Swój wkład w przygotowanie produkcji mieli wszak byli i obecni dyrektorzy, nauczyciele.
- Udało nam się zebrać stare dokumenty, dzienniki, świadectwa mysłowiczan z okresu międzywojennego czy zeszyty z 1891 roku - wymienia Luiza Rotkegel z Muzeum Miasta. Są też zdjęcia m.in. z otwarcia nowej szkoły w Kosztowach, dziś Gimnazjum nr 6, jednej z trzech "tysiąclatek", jakie powstały w mieście i kroniki szkolne. W Szkole Podstawowej nr 7 na Słupnej prowadzili ją na przemian Niemcy i Polacy. Najstarsze wpisy są w niej z... 1900 roku!
Nie tylko dobre oceny
Na zdjęciach wykorzystanych w filmie Marka Blauta i towarzyszącej mu wystawie znalazła się m.in. Zuzanna Skulska, nauczycielka biologii Liceum Pedagogicznego przy ulicy Mikołowskiej, dziś II LO. - Te sceny, w których w filmie uczennice tańczą układ taneczny, ja nakręciłam swoją kamerą - chwali się. - Miałam wtedy kamerę-ósemkę i dokumentowałam różne wydarzenia z życia szkoły - opowiada. Na premierze spotkała także kilka swoich uczennic. - Wszystkie dobrze wspominają szkołę. Podkreślają, że zostały w niej dobrze przygotowane do zawodu i wszędzie chciano je przyjąć do pracy - zaznacza. Liceum Pedagogiczne, jak wspomina, było szkołą z renomą. Co roku dużo dziewczyn zdawało do niego egzaminy. Przyszłe uczennice musiały wykazać się nie tylko dobrymi ocenami, ale też słuchem muzycznym i talentem plastycznym. - To miały być w końcu przyszłe nauczycielki, a do małych dzieci trzeba iść i śpiewać - zaznacza pani Zuzanna. W liceum uczyła od 1957 roku. Jak sama śmieje się, przy tablicy spędziła 43 lata.
Bardzo zżyte było też grono pedagogiczne szkoły. W muzeum znajdziemy nawet jego tablo. - Niech pani zgadnie, gdzie ja jestem - uśmiecha się emerytowana nauczycielka.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?