Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mysłowice: Tragedia w kopalnii Mysłowice - 4 lutego1987 [FOTO]

Monika Chruścińska
25 lat minęło od wielkiego wybuchu metanu w kopalni. Zginęło w nim 19 górników i ponad 20 było ciężko rannych. Mysłowiczanie pamiętają i znów uczcili ofiary tragedii

Grzegorz Kubica kończył właśnie ostatnią klasę szkoły górniczej, kiedy miastem wstrząsnęła wiadomość o wybuchu metanu w kopalni Mysłowice. - Pamiętam, że tego dnia mówiło się tylko o tym - wspomina. Na dole na szczęście nie było nikogo z jego znajomych. Wypadek nie wybił mu też z głowy pracy w kopalni. - Byłem młody i nie myślałem wtedy, że to samo równie dobrze może przytrafić się i mnie - przyznaje. Jeszcze tego samego roku zatrudnił się więc na Wesołej. Pracuje tu już 25 lat, jest elektrykiem i codziennie zjeżdża na dół. Minionej soboty zamienił jednak robocze ciuchy na sportowy strój i stanął na starcie biegu ku czci ofiar tragedii z 1987 roku. - Jestem mysłowiczaninem i górnikiem, nie wyobrażam sobie, żeby mogło mnie tu nie być - mówi.

Śmiertelny wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła

25 lat temu, w środę, 4 lutego, górnicy zjechali na swoją szychtę jak na każdą inną. Pracowali przy likwidacji jednego z chodników, 500 metrów pod ziemią. Nocna zmiana dobiegała już końca. Nikt nie przypuszczał wtedy, że dla wielu z nich kolejnej już nie będzie. Wiesława Tomanka, dziś radnego klubu "Wspólnie dla Mysłowic", kopalnia wysłała akurat do Zabrza na kurs kombajnistów.

- Już w pociągu mówili coś o jakimś wypadku w górnictwie, ale nie dosłyszałem, gdzie, ani co się dokładnie stało. Dopiero mój instruktor zdziwił się, gdy mnie zobaczył na zajęciach. Powiedział: chłopie, co tu robisz, w twojej kopalni był wybuch! - opowiada.

Eksplozja miała miejsce o godzinie 5.35 rano. Pozbawiła życia 17 górników. Ze strefy zagrożenia wyprowadzono 47 osób, 20 było ciężko poparzonych, kolejni dwaj zmarli jeszcze w wyniku odniesionych ran w szpitalu.
Barbara Gos, była biegaczka Górnika '09, przebywała właśnie na obozie sportowym w Szklarskiej Porębie.

- To były ferie. O katastrofie dowiedzieliśmy się z telewizji - przypomina sobie. Szacunek dla ciężkiej i niebezpiecznej pracy górników wyniosła z domu. Jej ojciec też pracował wówczas na kopalni, tyle że w Wesołej. - Dla mnie udział w tym biegu to jak obowiązek - zaznacza.

- Mój sąsiad z parteru był wtedy na szychcie - przerywa koleżance Jerzy Tomecki. - Trafił do szpitala z powodu zatrucia tlenkiem węgla. Miał wiele szczęścia. Potem pracował już tylko na powierzchni - opowiada.

Do startu nikt nie musiał go namawiać. - To taki symboliczny gest solidarności z ofiarami i poszkodowanymi w tym wypadku - mówi.
Władysławi Rogalskiemu biegać nie wolno. Katastrofa sprzed 25 lat popaliła mu drogi oddechowe, miał poparzone łącznie ponad 50 proc. powierzchni ciała. W sobotę złożył kwiaty pod tablicami upamiętniającymi śmierć górników i wziął udział we mszy świętej w intencji ofiar w cechowni.

Pamięta, że spawacz zapalił palniki. - Zobaczyłem lecącą w moją stronę kulę ognia - mówi dzisiaj. Stał 20 metrów dalej. Zasłonił się rękami, poślizgnął i przewrócił. Kątem oka dostrzegł, że z ręki zwisają mu płaty skóry. Odwrócił twarz do spągu i wstrzymał oddech, tak jak radzą w czasie szkoleń. Zrobiła się pustka, próżnia. - Słyszałem tylko głuche krzyki "ratunku, pomocy" - wspomina.

Idąc już chodnikiem do góry, spotykał pierwsze osoby śpieszące z pomocą. Nie chciał jej, bo pod ścianą byli koledzy, którzy potrzebowali jej bardziej niż on. Wszędzie było czuć zapach spalonych ciał. Lekarce, która zjechała do rannych, zrobiło się niedobrze. - Jeszcze długo potem czułem ten zapach w powietrzu - opowiada górnik. Po wypadku ponad trzy miesiące spędził w szpitalu. Leczenie było długie, a ból wręcz nie do zniesienia. Miał popalone drogi oddechowe, robiono mu przeszczepy skóry.

25 rocznica katastrofy w KWK Mysłowice [ZDJĘCIA]. Bieg "Ku pamięci"

- Długo nie byłem w stanie sam utrzymać łyżeczki. Uczyłem się od nowa jeść - wspomina.

Na oddział oparzeniowy szpitala w Siemianowicach Śląskich razem z nim trafiło wówczas 28 górników. Większość miała poparzone twarze i ręce. Prawie wszyscy zatruli się tlenkiem węgla i mieli poparzone górne drogi oddechowe.

Bezpośrednia akcja ratownicza trwała do około godziny 13. Brali w niej udział ratownicy z Bytomia, Sosnowca, Jaworzna i Tychów. Wśród nich był również wujek Rafała Kontowicza.

- To chyba najniebezpieczniejsza akcja ratownicza, w jakiej brał udział - podejrzewa. - Wiadomo, wszystkie są trudne, ale najtrudniejsze te, gdzie trzeba martwych ludzi z dołu w kawałkach wyciągać. O tym wypadku z 1987 opowiadał wiele razy, ale nie umiem tego koszmaru powtórzyć słowami - dodaje Kontowicz.
Sam jest górnikiem już od 17 lat. Najpierw kopalni Mysłowice, a od dwóch lat Mysłowice-Wesoła. To tradycja rodzinna. Górnikiem był jego dziadek, ojciec, wujek i szwagier.


*NAJZABAWNIEJSZE ŚLĄSKIE SŁOWA - WYNIKI PLEBISCYTU
*WALCZYMY O USTAWĘ METROPOLITALNĄ - POZNAJ EFEKTY

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto