18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mysłowice: Jolanta Fraszyńska oprowadza nas po swoich rodzinnych stronach [WIDEO + ZDJĘCIA]

Redakcja
Ale napiszesz, że było ekstremalnie? - pyta żartobliwie Jolanta Fraszyńska. - Ma się rozumieć! - odpowiadam od razu. Bo kto mógłby przypuszczać, że wybierając się na spacer po jej rodzinnych Mysłowicach będziemy wspinać się po pagórkach, chodzić po torach i skakać przez płoty, a między tym snuć wspomnienia z czasów dzieciństwa. Pisze Ola Szatan

Jolanta Fraszyńska od lat uznawana jest za jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. 154 centymetry talentu, uroku osobistego, ale i nieprawdopodobnej energii, którą mogłaby obdzielić pół wojska.

Na nasze spotkanie przyszła z solidnym planem ułożonym w głowie. A zaczęło się pod kościołem w Mysłowicach-Brzęczkowi-cach.

- Jak byłam młodą osobą, to były dwa miejsca skupiające młodych ludzi. Kościół oaza i harcerstwo. Bardzo mocno identyfikowałam się najpierw z przesłaniem Dzieci Maryi, potem z oazą - opowiada, gdy ruszamy w stronę cmentarza.

Tu pochowani są babcia i dziadek. - Dziadek był fryzjerem, miał na Słupnej jedyny zakład fryzjerski. Taki ze starymi suszarkami - opowiada Jola, gdy przystajemy na moment obok kapliczki przy nekropolii.

- Szkoda, że nikt się o to nie troszczy. Kapliczka jest zaniedbana. Ja jestem urodzoną estetką i dobrą gospodynią. Wokół siebie lubię porządek. Skandalem są takie graffiti jak tutaj widać na tej kapliczce - podkreśla aktorka.

Zobacz więcej zdjęć ze spaceru po Mysłowicach

Zając na Wielkanoc

Kierujemy się na "Bismarck", jedno z charakterystycznych miejsc Mysłowic. Przed nami wielka przestrzeń. Po lewej stronie mijamy poniemieckie bunkry, wokół nas stare dęby, pomnik przyrody. Tylko spokój, nic się dzieje. Nie na długo...

- Patrzcie, jaki duży zając!!! - przerywa ciszę radosny okrzyk Joli Fraszyńskiej. W dzieciństwie często tutaj spotykała biegające zwierzęta? - Przyznam szczerze, że taki okaz zobaczyłam dzisiaj po raz pierwszy. Musiałam 44 lata czekać, żeby na "Bismarcku" objawił mi się zając - śmieje się Jola.

- Ale to już na pewno jest ten świąteczny - dodaje. Pokonujemy pagórek, wspinaczki jednak nie koniec, bo kolejnym przystankiem jest most i tory kolejowe.

- A pod nami płynie Czarna Przemsza. Na dole z boku jest też Trójkąt Trzech Cesarzy. Też ważne miejsce, bo tu była granica zaboru pruskiego, ruskiego i austriackiego - mówi Jola.

Gdzie teraz? - Tam na górze jest jakiś płot i powinna być już ulica - dochodzimy do słusznego przekonania, że za płotem czekają nas mniej ekstremalne doznania i równe podłoże. Zostawiamy za sobą kolejne wzniesienie, jeszcze szybki przeskok przez (na szczęście nieduży) płot i naszym oczom ukazuje się... żłobek.

- To jest Dom Małego Dziecka w dzielnicy Słupna. Moja mama tu przychodziła, a wcześniej dziadek i hurtowo obcinali dzieciom włoski - wspomina aktorka.

Mogła iść do przedszkola

Ruszamy dalej, idąc pod mostem w stronę ulicy Portowej, gdzie mieszkała nasza bohaterka. Ale wcześniej trafiamy do jej przedszkola nr 7.

- Z tyłu były górki, gdzie jeździło się na sankach - oprowadza wokół budynku. Okazuje się, że nasza wizyta wzbudziła zainteresowanie zarówno dzieci, jak i pracowników. Na spotkanie wychodzi Beata Żuk, wychowawczyni maluchów, a jednocześnie... koleżanka Jolanty Fraszyńskiej.

- Chodziłyśmy razem do Studium Wychowania Przedszkolnego - zdradza Beata Żuk. Widać, że także Jola ma znakomity kontakt z dziećmi. - Kiedyś wymyśliłam sobie, że będę zajmowała się dziećmi i uczyła je, w ewentualnych planach pojawiało się kulturoznawstwo, albo psychologia. Ale też w przedszkolu miałam pierwsze występy - mówi.

6-letnią Jolę zauważyła Jadzia Stogniew, która wzięła ją do zespołu WSS "Społem" Mysłowice. To w tym zespole zaczynała jako solistka. Dziś wspomina: ja taka malutka, a z tyłu chór. Występowałam w muszli koncertowej w Mysłowicach, śpiewałam na trybunie podczas pochodów... Jadzia Stogniew jako pierwsza się na mnie poznała - uśmiecha się.

Dziadek był mistrzem

Ulica Portowa 15. Jeden ze starych familoków to dom babci i kuzynostwa. Jolanta też tu mieszkała.

- Pamiętam, że siadałam na parapecie okna i kiedy jeździła furmanka z kartoflami, to używałam swoich umiejętności dziecięco-aktorskich, wołając "kartoooofle!". I ludzie wychodzili z wiadrami. Już wtedy robiłam ludzi w "balona"- śmieje się aktorka.

Idziemy w stronę Oświęcimskiej, gdzie był "dom podstawowy" (zanim go zburzyli). Najpierw mieszkali tu dziadkowie, zanim jeszcze się przeprowadzili. I to tutaj był słynny zakład fryzjerski dziadka.

- Dziadek uczył fryzjerów, był mistrzem fryzjerstwa, później moja mama robiła to samo. Kiedy zburzyli ten dom, mama dostała taki niewielki zakład na Bończyku w Mysłowicach - zdradza Jola.

Czas pójść do szkoły. Po lewej stronie na ulicy Stadionowej zaczyna nam się wyłaniać Szkoła Podstawowa nr 7, która kilka lat temu obchodziła jubileusz 100-lecia. Gdy wejdziemy po schodkach, to po prawej stronie była pierwsza klasa, gdzie uczyła się Jola.

- Sabina Smalec, moja wychowawczyni, prowadziła tu chór. Harcerze stali, ja w pierwszym rzędzie z nimi, śpiewaliśmy razem. Było super. Ławki były kiedyś drewniane, zielone. Przy wejściu był taki stary piec kaflowy i my wszyscy naraz przy tym piecu się ogrzewaliśmy. W tej sali zagrałam pierwszy spektakl "Czerwony Kapturek".

Hollywood? Nie marzę

Niedaleko mieści się Kąpielisko Słupna. - Ważne miejsce. To było moje Saint-Tropez i mój Bałtyk, plaże... I wszystkie wakacje w zasadzie spędzałam w tym miejscu. Wszyscy z klapkami i ręcznikami "zadylali" tu na basen, po jednej stronie pływało się na kajakach, a po drugiej człowiek mógł się kąpać - podkreśla.

Mijamy restaurację. - Kiedyś nazywała się "Stadionowa". Moje ciotki, wujkowie chodzili do niej na dancingi. Kiedy byłam dzieckiem, czyli w latach 70., chodziło się tu na frytki, kurczaka i coca-colę. W tamtych czasach to było "coś".

Jola wie, że na kąpielisku przez kilka lat odbywał się Off Festival. - To, że władze pozwoliły się wynieść imprezie z Mysłowic, jest okropne. Myślę jednak, że epoka zastoju i takiej "zlewki" jest już za nami i miasto dostanie w końcu kogoś, komu zacznie zależeć, by robić coś dla ludzi - mówi. Ostatnim punktem jest słynne Studium Wychowania Przedszkolnego. 

- Teraz, jak patrzę na ten budynek, to czuję respekt, bo to wymarzona szkoła średnia, do której się dostałam. Przeżywałam tu męki z językiem francuskim i z matmą. Miałam sytuacje podbramkowe - śmieje się. - Tu były konkursy recytatorskie, stąd ze świadectwem maturalnym wyjechałam do szkoły teatralnej we Wrocławiu - opowiada aktorka.

Z Mysłowic Jolanta Fraszyńska wyruszyła do Wrocławia do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, a potem z Wrocławia pojechała do Warszawy. - I chyba tam już zostanę, bo Hollywood generalnie mi się nie marzy - podkreśla.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*Nowy taryfikator mandatów SPRAWDŹ, ZA CO GROŻĄ WYŻSZE KARY
*Sprawa Madzi z Sosnowca - ustalenia prokuratorów, zeznania rodziców, wielka ucieczka Katarzyny W.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto