- On uwielbiał śpiewać i tańczyć - wspomina swojego brata Maria Kućma, starsza od niego o dwa lata. - Marzył o roli w musicalu, był pod ogromnym wrażeniem "West Side Story". Oglądaliśmy go w kinie trzy razy i za każdym razem wychodziliśmy z kina tanecznym krokiem. Nadawałby się do takiej roli, ale wtedy w Polsce jeszcze musicali nie wystawiano - opowiada.
Aktor miał sześcioro rodzeństwa, ale to właśnie z Marysią byli najbliżej. Oboje uwielbiali sztukę. Kiedy byli dziećmi trzy razy w tygodniu po lekcjach jeździli do szkoły muzycznej w Katowicach. Marysia grała na fortepianie, Andrzej na skrzypcach. W domu bawili się w teatr. Przebierali się i odgrywali bajki braci Grimm. - Teatr był w jego głowie właściwie od zawsze, w mojej zresztą też. Tyle że ja nie miałam odwagi, aby zdawać do szkoły teatralnej - przyznaje pani Maria. Za to pomagała bratu wybrać materiał i przygotować się do egzaminów do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Dostał się za pierwszym razem. Nie mógł trafić lepiej, na tym samym roku byli m.in. Piotr Fronczewski, Andrzej Serweryn, Maciej Englert, Anita Dymszówna.
Na studiach uchodził początkowo za dziwaka. Maciej Englert w filmie dokumentalnym Magdy Umer "Wspomnienie o Andrzeju Nardellim" podkreślał, że miał dużo zębów, był nadwrażliwy, nadruchliwy, o dziwnym ruchu, wygiętych do tyłu plecach. "Wszyscy bardzo go lubili, bo był przewspaniałym kolegą, ale tak zawodowo nikt nie rokował mu większych nadziei" - mówił.
Wielki potencjał odkrył w nim Adam Hanuszkiewicz. Najpierw obsadził Andrzeja - jako pierwszego mężczyznę - w roli Orcia w "Nie-Boskiej komedii", a potem powierzył mu Kordiana z dramacie Juliusza Słowackiego. "Widziałem wielu Kordianów. Widziałem w tej roli lepszych od niego aktorów. Ale on jeden był ze Słowackiego i ze swego czasu równocześnie" - mówił o nim reżyser po latach.
Spektakl okazał się wielkim sukcesem. - Po każdym dziewczęta go wręcz oblegały. Dawały mu maskotki, wszystkie chciały mieć jego autograf - wspomina pani Maria.
Tomasz Kućma, syn Marysi, pamięta wujka, jak przyjeżdżał jeszcze w odwiedziny z Warszawy do Mysłowic w białym prochowcu. Był zawsze elegancki, modnie ubrany. - Jego obecność wnosiła do domu mnóstwo radości - opowiadał w ubiegły czwartek w MOK-u. Kiedy miał trzy lata zabrał go do Teatru Narodowego w Warszawie. - Na widok Anity Dymszównej w stroju anioła na scenie, uklęknąłem i zacząłem się modlić. Byliśmy religijną rodziną, a scena zrobiła na mnie ogromne wrażenie - wspomina siostrzeniec aktora.
Pierwszą dużą rolę w filmie Nardelli zagrał u Henryka Kluby w "Szkicach warszawskich", potem wystąpił jeszcze w popularnym serialu "Przygody psa Cywila" i równie popularnej komedii "Nie lubię poniedziałku". Premiery "Szklanej kuli" Stanisława Różewicza, w której zagrał jedną z głównych ról, zobaczyć nie zdążył.
Początkowo po jego przedwczesnej śmierci wydawało się, że ma szansę stać się postacią kultową, jak James Dean. Stosunkowo jednak szybko o nim zapomniano. W 1999 roku sekcja krytyków teatralnych Związku Artystów Scen Polskich zdecydowała się upamiętnić go nadając imię Andrzeja Nardellego dorocznej nagrodzie przyznawanej za najlepszy debiut aktorski na scenach polskich teatrów dramatycznych. Do dziś otrzymało ją już kilkunastu młodych, jak on aktorów. W Mysłowicach do dziś działa Dyskusyjny Klub Filmowy jego imienia.
Nardelli miał zaledwie 25 lat, gdy w 1972 roku utonął w Narwi. Prawdopodobnie nie usłyszał alarmu, gdy otworzono śluzę i porwał go silny prąd. Andrzej pomagał wujowi w robotach budowlanych w Orzechówku nad rzeką.
"Mój Boże, przez tyle wieczorów zaczynał spektakl od słów "zabił się - młody". Gdybyśmy wiedzieli, że zginie tak bardzo młodo" - wspominała Andrzeja na długo po jego śmierci aktorka Zofia Kucówna.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?