Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

DZ: Żal za utraconym dzieckiem

Monika Chruścińska
W grupie o wsparcie łatwiej.
W grupie o wsparcie łatwiej. fot. Mikołaj Suchan.
Minęły 3 lata od śmierci Igorka. Jego mamę, Agnieszkę, w drodze na cmentarz spotkała stara znajoma. - To ty jeszcze pamiętasz? - zdziwiła się. Wcześniej większość reakcji znajomych była nieprawidłowa. Czasami zdarzał się totalny brak reakcji. Ludzie, którzy kiedyś śmieli nazywać się przyjaciółmi Agnieszki, teraz mijali ją szerokim łukiem.

W pracy, gdy wchodziła do pokoju, milkły rozmowy. - Ludzie nie umieją mówić o śmierci. Unikają cię, nie dlatego, że przestali cię lubić, ale najprościej w świecie nie wiedzą co powiedzieć. Inni boją się, że zarażą się nieszczęściem - opowiada ze łzami w oczach Agnieszka. Tylko nieliczni potrafili usiąść przy niej i przytulić ją czy chwycić za rękę. To dla niej znaczyło więcej niż jakakolwiek rozmowa. - W obliczu straty dziecka i tak wszystko co powiesz staje się trywialne.

Igorek miał 38 tygodni, kiedy jego serce w łonie matki przestało bić. Sekcja zwłok wykazała, że gdyby nie zatrucie błon płodowych, urodziłby się zdrowym chłopcem. Lekarz powiedział jedynie, że takie rzeczy się zdarzają. Potem odesłał Agnieszkę do innego szpitala. Wzięła więc taksówkę i pojechała do kolejnego. Fakt, że po porodzie trafiła do odizolowanego pokoju na ginekologii, nie zagłuszył dochodzącego do niej płaczu noworodków z sąsiedniego oddziału. - Mimo to nie narzekam, bo wiem, że w polskich realiach wiele matek po stracie dziecka nie może liczyć nawet na to - twierdzi.

Po powrocie do domu Agnieszka musiała trzymać się dzielnie. Trzeba było zaprowadzić starszego syna do szkoły, ugotować mu obiad, pomóc w odrabianiu lekcji. Aby nie myśleć, bardzo szybko wróciła do pracy. W domu z mężem o Igorku praktycznie nie rozmawiali. A Agnieszka chciała o nim opowiadać, przeżywać jego stratę ciągle od nowa. Po kilku miesiącach instynktownie poszukała pomocy w internecie. Tam nietrudno znaleźć strony, które prowadzą mamy, a czasem nawet całe rodziny dzieci, które odeszły. Na jednym forum poznała mamę Kuby, Olę Penczek z Katowic. Zaczęły ze sobą pisać. - Zapytała mnie, czy chciałabym spotkać się z innymi mamami po stracie i stworzyć razem z nimi grupę wsparcia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to jest - przyznaje Agnieszka. Ola też znała je tylko z książek.

Kubę straciła w tragicznym wypadku, kiedy miał 5 lat i 4 miesiące. - Na początku upada się, nie ma nic, tylko czarna rozpacz. Każdy oddech boli i bardzo trudno jest złapać powietrze - mówi.

Od momentu, kiedy zginął Kuba, czuła, że musi o nim rozmawiać. Miała to szczęście, że mogła liczyć na męża, rodzinę i najbliższych przyjaciół. To oni byli przy niej w tych najtrudniejszych chwilach czarnej rozpaczy. Tak jak Agnieszka, w końcu trafiła do internetu. Z czasem ten jednak przestał jej wystarczać. Zapragnęła "żywej" rozmowy z innymi rodzicami po stracie. Dowiedziała się, że w USA organizowane są dla nich specjalne grupy wsparcia. Postanowiła, że zorganizuje taką grupę w najbliższej okolicy.

Stowarzyszenie "Przyjazna Szkoła" w Mysłowicach było pierwszą organizacją, do której Ola zgłosiła się osobiście. Zaoferowało jej salę, Ola znalazła psychologa, który gotów był podjąć wyzwanie. Sama została mode-ratorką pierwszej grupy. Spotkania rozpoczęły się w maju. - Tutaj spotykamy osoby, które przeżyły to samo i dlatego możemy poczuć się bezpiecznie i bez lęku mówić o swoich emocjach - mówi Ola.

Cały cykl obejmuje 15 spotkań. Jedna grupa na cały Śląsk to jednak za mało. Do Mysłowic dojeżdżają bowiem mamy z Katowic czy Sosnowca. - Nie zdawaliśmy sobie sprawy z rozmiaru potrzeb - przyznaje Aleksander Komaniecki, prezes "Przyjaznej szkoły". Po odebraniu dziesiątek telefonów i setek mejli Stowarzyszenie zdecydowało się więc powołać Fundację "By dalej iść", która zamierza dążyć do zorganizowania systemu wsparcia dla osób po stracie dzieci i uświadomić społeczeństwu ogrom problemu. - W samym 2009 roku umarło 2 tys. 327 niemowląt i noworodków oraz 3 tys. 885 dzieci do 18 roku życia. Gdyby dodać do tego wszystkie dorosłe już dzieci, to skala jest niewyobrażalna - przecież rodzicami jesteśmy zawsze. Ich rodziny to bardzo często osoby, które są wykluczane ze społeczeństwa, przez to, że nie wiedzą, gdzie mają szukać pomocy bądź jej nie znajdują - wyjaśnia Małgorzata Ostrowska, prezes nowej Fundacji.

15 października, w Dzień Dziecka Utraconego, który Amerykanie obchodzą już ponad 20 lat, Fundacja została wpisana do rejestru. Tego dnia w godz. 8-16 wszyscy potrzebujący pomocy mogą zgłosić się do siedziby przy ul. Chopina 2c w Mysłowicach, gdzie można porozmawiać z psychologami i moderatorami grup wsparcia. Obecnie funkcjonują tu już dwie takie grupy, a trzecia jest na etapie tworzenia. W najbliższej przyszłości kolejne powstaną w Katowicach i Sosnowcu. Rodzice po stracie, ich rodziny i znajomi dziś w Mysłowicach o godz. 17 przy willi Kuderów (ul. Powstańców 13) zbiorą się też i symbolicznie wypuszczą białe baloniki do nieba z wypisanymi na nich imionami nieobecnych dzieci. - Każdy może przyjść i wspierać ich w tym ważnym dla nich dniu. Pokażmy, że pamiętamy i nie boimy się - zaprasza Małgorzata Ostrowska. - Przecież śmiercią nie da się zarazić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto