18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Głowacki z Mysłowic: Z rozrusznikiem serca chce zdobyć Koronę Ziemi. Zaatakował Mont Blanc

Monika Chruścińska-Dragan, fot. arc. pryw.
Piotr Głowacki z Mysłowic: Wyznaję zasadę, że gór się nie zalicza, tylko zdobywa. Dlatego na Mont Blanc chciałem wejść najtrudniejszą, bo prowadzącą przez trzy szczyty trasą - opowiada Piotr Głowacki, mysłowiczanin i - jak sam o sobie mówi - pracujący rencista.

Piotr Głowacki z Mysłowic: Od października minionego roku także wiceprezes Klubu Wysokogórskiego w Katowicach. Swój projekt "Korona Ziemi z Rozrusznikiem", jak zapowiedział, tak uparcie realizuje. Był już na Kilimandżaro, Elbrusie, wspinał się na Aconca-quę w Andach, a rok temu do wypraw szlakiem najwyższych szczytów ziemi dorzucił jeszcze McKinley. Tego lata marzył o Mount Evereście. Ten jednak będzie musiał jeszcze poczekać.

- Jeśli myślę poważnie o najwyższym szczycie kuli ziemskiej, muszę być w wysokiej kondycji fizycznej i podtrzymywać odporność wysokogórską. Nic tak nie aklimatyzuje, jak przebywanie w wysokich górach, a Mont Blanc to przecież jeden z klejnotów Korony Ziemi, na którym jeszcze nie byłem - wyjaśnia Głowacki.

- Jeśli myślę poważnie o najwyższym szczycie kuli ziemskiej, muszę być w wysokiej kondycji fizycznej i podtrzymywać odporność wysokogórską. Nic tak nie aklimatyzuje, jak przebywanie w wysokich górach, a Mont Blanc to przecież jeden z klejnotów Korony Ziemi, na którym jeszcze nie byłem - wyjaśnia Głowacki.

Piotr Głowacki z Mysłowic: Trzy szczyty zamiast jednego

Na dzień rozpoczęcia wyprawy mysłowiczanin wybrał 14 czerwca, sobotę przed Bożym Ciałem. Nieprzypadkowo, to właśnie wtedy w Alpach zwykle jest najpiękniejsza pogoda. - Wyjechaliśmy we czworo, ja i mój kolega z Klubu Wysokogórskiego i jeszcze dwie osoby - wylicza.

Pan Piotr wymyślił, że jak ma wejść na Mont Blanc to najtrudniejszą trasą, tzw. 3M. Prowadzi przez trzy szczyty masywu - Aguille du Midi, Mont Blanc du Tacul i Mont Maudit. Dwóch kolegów wybrało łatwiejsze wejście. - Już w trakcie wyprawy okazało się, że ja i mój partner, z którym wspinałem się po raz pierwszy, jesteśmy jedynym zespołem, jaki chciał w tym czasie pokonać 3M. Musieliśmy przecierać szlak, brodząc w śniegu po pas - opowiada.

Trudnych momentów nie brakowało. W nocy z czwartku na piątek śnieg zasypał wszystko. Ze względu na zagrożenie lawinowe przełożyli wejście na sobotę. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Alpiniści zdobyli wszystkie trzy szczyty. Zeszli do przełęczy i na ok. 200 metrów nietrudnego podejścia na Mont Blanc, załamała się pogoda. - Była godz. 18. Zerwał się bardzo silny, dochodzący do 80 km/h wiatr i musieliśmy zrezygnować.

Zaczęliśmy się wycofywać, zespół ratowników pościągał wszystkich helikopterem - wspomina pan Piotr. Koledzy, którzy wybrali łatwiejsze podejście, zdobyli szczyt.
- Czy żałuję? Nie, bo zdobyliśmy trzy szczyty na szlaku, co jest trudniejsze niż samo wejście na Mont Blanc. Jeśli jednak zdecyduję się powtórnie na "Białą Górę", wybiorę już łatwiejszą trasę - mówi Głowacki.

Teraz Mount Everest?

Swoją przygodę ze pan Piotr zaczął od polskich skałek i gór. Pierwszy raz zaczął myśleć o Koronie Ziemi w Afryce. Tuż po zdobyciu Kilimandżaro, najwyższego szczytu kontynentu. - Jeździliśmy z żoną do Kenii na wakacje. W 2008 mieszkaliśmy u stóp masywu, wtedy powiedzieliśmy sobie, że wrócimy tu i wejdziemy na szczyt - wspomina. Organizacją zajęła się znajoma doświadczona w prowadzeniu wypraw w Himalaje. Tylko ówczesny kardiolog mysłowi-czanina nie chciał się zgodzić.

- Jeszcze kilka lat temu osobom z rozrusznikiem serca lekarze kazali tylko siedzieć przed telewizorem. Mnie od razu wysłali na rentę. Sam musiałem się aktywizować - wyjaśnia Głowacki. Założył własną firmę. Dziś pracuje, żegluje, fotografuje, jeździ motocyklem. Ale przed wyprawą na Kilimandżaro, ryzyko było duże. - Nie byłem pewien, na co mnie stać - zaznacza.

Dla mysłowiczanina zdobywanie szczytów to dowód na to, że mimo rozrusznika, może podejmować wyzwania, które są poza zasięgiem niektórych w pełni zdrowych ludzi. I tak zrodził się w jego głowie projekt "Korona Ziemi z rozrusznikiem", którym chce pokazać pacjentom po wszczepieniu stymulatora pracy serca, że ich życie nie musi być ułomne, pełne ograniczeń.

Najbardziej chciałby wspiąć się na Mount Everest. Dlatego nie rezygnuje z poszukiwania sponsorów, którzy pomogliby zorganizować wyprawę życia. Potrzeba, jak szacuje, ok. 200 tys. zł. - Mam już partnera, prowadziliśmy zaawansowane rozmowy z firmą zainteresowaną zasponsorowaniem wyprawy, ale zmienił się jej zarząd i trzeba zaczynać od podstaw - szkoda - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto