Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paulina Holtz: Szukam balansu, ale się nie poddaję

Redakcja
mat. prasowe
- Życie jest za krótkie, żeby je całe przejeść i przesiedzieć przed telewizorem - mówi aktorka Paulina Holtz, ambasadorka biegu Wings for Life World Run w Poznaniu. Portale naszemiasto.pl są patronem medialnym wydarzenia.

Co cię kręci w bieganiu? Co sprawiło, że po raz pierwszy założyłaś buty do biegania i ruszyłaś przed siebie?
Myślę, że wtedy kręciło mnie towarzystwo. Miałam z kim biegać i był to taki czas, kiedy nie myślałam o zmęczeniu, tylko o tym, że mogę sobie gadać i jest jakoś tak… przyjemnie. Potem się okazało, że to mi sprawia coraz większą frajdę. Nagle odległości zaczęły się bardzo skracać. Kiedy zaczynasz biegać, okazuje się, że naprawdę jesteś w stanie pobiec do mamy, która mieszka 5 km od twojego domu, gdzie normalnie jechałaś samochodem 15 minut i wydawało ci się, że to strasznie daleko. Okazuje się, że można to przebiec w niecałe pół godziny. I to jest niesamowite! Myślę, że to była bardzo motywująca myśl. Zawsze dużo chodziłam, dużo jeździłam rowerem, chętniej przemieszczałam się pieszo. Czasami szłam wiele kilometrów po mieście piechotą, a tutaj nagle się okazuje, że można to przebiec!

Jesteś osobą bardzo aktywną. Który ze sportów, jakich próbowałaś, odpowiada ci najbardziej?

Od dzieciństwa jestem bardzo kochliwa, więc tych sportów, którym poświęcałam czas, było w moim życiu bardzo dużo. W większym lub mniejszym stopniu byłam zaangażowana w mnóstwo aktywności - może poza sportami wodnymi, z którymi nigdy nie byłam specjalnie zaprzyjaźniona. Narty, snowboard, rolki, deskorolka – na której jeździłam kilka lat jako dziecko. Do tego tenis, pływanie, rower, badmington. Ciągle w ruchu, ale niczego nie robiłam naprawdę dobrze. Ale przyszedł taki moment, już w dorosłym życiu, w którym intensywnie zaczęłam trenować pole dance. Wtedy sobie powiedziałam: zaczęłaś coś, to teraz się tego naucz porządnie. I przez półtora roku rzeczywiście był postęp i ta ogromna radość z tego, że ciało, które nie ma przecież 15 lat, nagle może robić jakąś akrobację - bo jednak pole dance to jest po prostu akrobatyka. Na drążku pionowym, a nie poziomym, ale jednak poziom trudności nie jest wcale dużo mniejszy. Nagle się okazało, że to jest wielka frajda. A potem pojawiła się joga. Następnie bieganie. A niedawno dołączyła fascynacja treningiem siłowym. Akurat teraz mam największą fazę zakochania w treningu z kettlami. Wydaje mi się, że jest to idealne dopełnienie do jogi i biegania. Zrobiła mi się z tego trochę taka trójca: bieganie, kettle i joga. Wydaje mi się, że te aktywności się nawzajem wspierają i tworzą zestaw idealny.

Skąd pojawił się tutaj Wings for Life World Run?

To jest wydarzenie, które chodzi albo, że tak powiem, biega mi po głowie od pewnego czasu. Już w zeszłym roku myślałam o tym, żeby wziąć w nim udział, bo jest to bieg niezwykły - poczynając od charytatywnego celu, który jest nie do przecenienia. Wpisowe wspiera badania nad przerwanym rdzeniem kręgowym, a więc każdy biegacz w tych zawodach daje kroplę nadziei tym, którzy na razie biegać nie mogą. Poza tym formuła tego biegu, tak niepowtarzalna, jest wyzwaniem. Jeszcze nigdy nie uciekałam przed metą. Ten pomysł zafascynował mnie już rok temu. Wtedy nie miałam jednak możliwości, żeby pobiec z powodów zawodowych, ale w tym roku już się uparłam i na 99,9% wierzę w to, że się uda.

Masz już jakiś plan na ten bieg? Myślałaś już o taktyce?

Zastanawiam się cały czas. Zobaczymy, jak będę przygotowana. Zbieram drużynę – nazywa się Wings for Fun i jeśli ktoś jest zapisany i ma ochotę pobiec w mojej drużynie, to może do niej dołączyć (dop. dołączyć do drużyny Wings for Fun możecie tutaj). W związku z tym opcje są dwie. Albo pobiegnę z tymi, którzy biegną rekreacyjnie, a więc towarzysko, po to żeby ich wspierać i spróbujemy przebiec jak najwięcej, albo będę starała się biec dla siebie i wtedy całą drużyną będziemy się motywować przed i spotykać po, a w trakcie każdy będzie bieł po swój wynik. No i zobaczymy. Podobno można sobie długo obmyślać strategię, a w końcu i tak trzeba po prostu gnać do przodu i sprawić, żeby cię ta meta nie dogoniła za szybko.

Jakie znaczenie dla ciebie ma ten element charytatywny biegu?
Myślę, że dla każdego ma to olbrzymie znaczenie. A już dla osób, które są - powiedzmy - mniej lub bardziej rozpoznawalne, to wydaje mi się, że jedynym sensem takiej rozpoznawalności jest zrobienie z tym czegoś dobrego i działanie. Żeby to miało też sens dla innych. Z wielką przyjemnością biorę udział w biegach, które całość czy jakąś część – bo nie każdy może sobie na to pozwolić – dochodu przeznaczają na wybrany cel charytatywny.

Dużo ludzi mówi o tym, że pobiegną, że chcą wziąć udział, ale potem szukają różnych wymówek. Czy tobie zdarza się szukać wymówek do tego, żeby na przykład usiąść sobie na kanapie i poczytać książkę zamiast iść na trening?

No pewnie, że tak! Jestem tylko człowiekiem. Poza tym uważam, że takie sytuacje mogą się zdarzać. Dopóki to nie jest tak, że dzisiaj mija rok od momentu, kiedy obiecałam, że jutro pójdę biegać, to naprawdę możemy sobie czasami na lenistwo pozwolić. Ja już nie mam 20 lat, nie uprawiam sportu wyczynowo i uważam, że regeneracja to jest ogromna część sukcesu. Trzeba bardzo na tę regenerację zwracać uwagę. Treningi po 7 dni w tygodniu to nie jest dobry pomysł. Zawsze musimy mieć taki dzień na odpoczynek, może nawet kilka dni. Staram się słuchać swojego organizmu. Są dni, kiedy ja po prostu nie mam siły, nie mam szans i wiem, że ten trening nic mi nie da, nie będzie w żaden sposób efektywny. Jeśli dzień odpocznę, to być może jutro zrobię o wiele lepszy trening. Szukam balansu, ale i nie poddaję się. Nie zawsze pogoda czy humor dopisują. Są takie sytuacje, w których trochę się zmuszam ale zawsze pptem jestem zadowolona i zmotywowana. Jednak czasem wybieram leżenie z książką na kanapie. I o ile to nie jest to, co przeważa w naszych treningach, to czasami warto się na to skusić.

Masz dzieci. Wciągasz je w sportowy tryb życia?

One mimowolnie są w to wkręcone. Same też uprawiają różne sporty – nie wyczynowo, ale dla przyjemności. Jedna trenuje piłkę nożną, druga aikido. Obie chodzą na wspinaczkę i często mi towarzyszą w treningach. Pomagają na jodze, co niekiedy bywa bolesne, ale skuteczne - taki docisk dwudziestuparu kilogramów... Chodzą ze mną czasami na kettle. To jest takie śmieszne, jak biorą ten 4-kilogramowy, różowy kettelek i powtarzają to, co ja robię – są naprawdę słodkie. I takie dzielne. Czasem ja biegam, a one jeżdżą na rowerach. Marcysia bardzo mnie prosi, żebym ją zabierała na wszystkie biegi, ale czasami trudno mi jej wytłumaczyć, że 5 km to jeszcze nie jest dystans dla niej. Ale idzie wiosna i będziemy wspólnie biegać, bo widzę, że ma do tego chęć i predyspozycje. Wydaje mi się, że wszystko, co robimy z dziećmi i też to, co obserwują, to jest baza na przyszłość. One zawsze z tym sportem będą związane, będzie w jakiś sposób obecny w ich życiu, a to jest nie do przecenienia. Życie jest za krótkie, żeby je całe przejeść i przesiedzieć przed telewizorem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto