Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariola i Piotr Imielowie są rodziną zastępczą. W mieście potrzeba więcej takich, jak oni

Monika Chruścińska
Mariola i Piotr Imielowie z małą Madzią, którą mama zostawiła w szpitalu.
Mariola i Piotr Imielowie z małą Madzią, którą mama zostawiła w szpitalu. Monika Chruścińska
Karina, Oskar, Marcel, Dominik i Madzia. Tak Mariola i Piotr Imielowie zwracają się do dwutygodniowej dziewczynki, którą mama zostawiła po urodzeniu w szpitalu. W ich domu niemal zawsze jest dużo dzieci. Przez ostatnie siedem lat przewinęło się ich... 40.

Trafiają tu w różnym stanie, często zawszone, brudne, głodne, wystraszone, płaczące. Niemowlęta i nastolatki, dziewczęta i chłopcy, jedynaki i rodzeństwa. Zostawione w szpitalach, zabrane rodzicom podczas policyjnych interwencji. Pani Mariola pamięta je wszystkie - imiona, jaka była u nich sytuacja rodzinna i kiedy do niej trafiły. Razem z mężem o każdej porze dnia i nocy są gotowi na przyjęcie nowych dzieci. - Jak w pogotowiu. Tylko, że my po dyżurze nie wracamy do domu, bo to on jest pogotowiem - zauważają.

Pogotowie rodzinne, dziwią się niektórzy. Nie wszyscy wiedzą, co to dokładnie jest. Nim Imielowie zaczęli je prowadzić, byli rodziną zastępczą. O niej ludzie wiedzą już całkiem dużo. A przynajmniej sądzą, że wiedzą.

- To krzywdzące, że o rodzinach zastępczych rozmawia się właściwie jedynie przy okazji takich historii jak ta w Pucku - nie kryje żalu pani Mariola wspominając tragiczną sprawę dwójki dzieci, które nie żyją, z rodziny zastępczej w Pomorskiem. - To odstępstwa od zasady. O tym, ile dobrego w rodzinach zastępczych się dzieje, już nikt nie chce rozmawiać - mówi.

W domu Imielów pierwsza była Karina. Dziewczynka trafiła tutaj, gdy miała 5 lat. W tym roku kończy 13. Mysłowiczanie zdecydowali się przyjąć dziecko dopiero po upływie dwóch lat od ukończenia szkoleń dla rodzin zastępczych. Potem przyszły kolejne dzieci, już bezpośrednio z interwencji. Na przekształcenie się ze zwykłej rodziny zastępczej w pogotowie namówiła ich kierowniczka sekcji ds. rodzinnych MOPS-u. O tym, co robią, opowiadają bez patosu, bez zadęcia, bez wielkich słów. Teraz mieszka u nich czwórka dzieci, z Kariną pięć, plus dwóch dorosłych synów. I w każdej chwili muszą być gotowi na to, że za chwilę znów może zadzwonić policja i przywieźć kolejnego malucha lub nastolatka. Zdarza się, że trudno wszystkim zmieścić się przy wigilijnym stole.

- Ale nigdy nie żałujemy podjętej decyzji - zaznacza pan Piotr. - Co najwyżej westchnę sobie czasem "na co nam to było", ale kiedy za chwilę trafia do nas kolejny maluszek, którego ktoś nie chciał, mam już odpowiedź - dodaje zastępcza mama.

Najtrudniejsze, choć nieuniknione są pożegnania. Są dzieci, które u Imielów "zasiedzą" się, bo długo mają nieuregulowaną sytuację prawną. Nie ma dla nich rodziny zastępczej czy miejsca w placówkach. Zawsze trudniej się wtedy rozstawać.

- Jeśli jednak wiemy, że idą do dobrej rodziny, albo wracają do biologicznych rodziców, którzy zmienili się i będzie im u nich dobrze, jest łatwiej - wyjaśnia pani Mariola.

A jak reaguje otoczenie - znajomi, sąsiedzi czy ekspedientka w sklepie? Po każdej takiej historii, jak ta w Pucku, mniej życzliwi za plecami Imielów czasem powiedzą, że "robią to dla pieniędzy". - Chętnie bym wtedy taką osobę zaprosiła do siebie do domu na trzy dni. Niech zobaczy, czy pieniądze, które dostajemy, są warte tego wysiłku i pracy. Przecież opiekunowie w Domach Dziecka też otrzymują pensje - mówi pani Mariola.

- To rodzina, a nie placówka, jest najlepszym środowiskiem dla rozwoju dziecka - wyjaśnia Ewa Palion, koordynatorka rodzinnej pieczy zastępczej w mysłowickim MOPS-ie. - Rodzina zastępcza pozwala do każdego dziecka podejść indywidualnie, czego dzieci potrzebują tak samo jak dobrych wzorców do naśladowania.

Choć rodzin zastępczych jest z roku na rok jest więcej, to wciąż za mało. W Mysłowicach działa ich 120 i przebywa w nich 150 nieletnich. - Przy czym każdego roku około 50 dzieci w mieście zostaje pozbawionych opieki rodzicielskiej. A zgodnie z nową ustawą w 2015 roku w domach dziecka w ogóle nie powinno być już maluchów do 7. roku życia - wylicza Palion.

Dlatego teraz MOPS prowadzi akcję promującą rodzicielstwo zastępcze wśród mysłowiczan. Zainteresowani powinni zgłaszać się do działu rodzin Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (ulica Świerczyny 1, tel. 32 223-74-02).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto