18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ks. Stanisław Achtelik, Człowiek 2012 Roku w Mysłowicach: W Ławkach jestem wśród swoich

Monika Chruścińska
Ks. Stanisław Achtelik, gospodarz parafii Ciała i Krwi Pańskiej. To właśnie jego wybraliście Człowiekiem 2012 Roku w Mysłowicach.
Ks. Stanisław Achtelik, gospodarz parafii Ciała i Krwi Pańskiej. To właśnie jego wybraliście Człowiekiem 2012 Roku w Mysłowicach. Mikołaj Suchan
Jest lędzinianinem, ale wśród swoich czuje się dopiero w Ławkach. Nie lubi plotek i jak prawdziwy Ślązak, nie ogląda się za siebie. Z ks. Stanisławem Achtelikiem, Człowiekiem 2012 Roku w Mysłowicach, o tym, jak dowiedział się, gdzie leżą Ławki i dlaczego poczuł się, jak Piłat w "Credo" rozmawia Monika Chruścińska

Parafia w Ławkach wygrała nasz plebiscyt na najładniejszy kościół, teraz ksiądz został Człowiekiem Roku...
Gdy znajomi poinformowali mnie o konkursie na najpiękniejszy kościół w mieście, to - choć parę dni minęło od jego rozpoczęcia - zmobilizowałem parafian, gości, którzy przychodzą do nas na mszę św. i znajomych, aby włączyli się w rozgrywki. W eliminacjach wojewódzkich było podobnie, bo głupio by tak było znaleźć się w ogonie. Potem okazało się, że walka toczy się o I miejsce, więc mobilizacja zamieniła się w... ogólnoświatową. I to do-słownie, bo głosowali ludzie z innych krajów Europy, nawet Ameryki i Australii. Gdy powiedziano mi, że zostałem mianowany do konkursu na Człowieka Roku, to poczułem się jak Piłat w "Credo". Z jakiej racji? Gdy czytałem o innych kandydatach, myślałem: "ci coś dla Mysłowic zrobili". Wielki szacunek i uznanie dla każdego. Moim "czarnym koniem" był Paweł Gwiazdoń. Nauka na trudnym kierunku medycyny i zdobycie złotego medalu to jest coś. Gratuluję i trzymam kciuki. Moja wygrana to z pewnością mandat zaufania ze strony parafian, bo - jak sądzę - to w większości ich głosy. Jedna z parafianek powiedziała mi: księże proboszczu, mam komórkę, ale tylko dzwonię z niej, więc dałam wnukowi 10 zł, by posłał cztery esemesy na księdza (śmieje się). Jak skupić parafian wokół kościoła? Im mniejsza wspólnota, tym łatwiej. A poza tym, ta wspólnota była budowana w sumie od zera. I to w wielkim trudzie. Przez ćwierć wieku. A tu w zdecydowanej większości są rodziny wielopokoleniowe. Oni mają tylko jedynego proboszcza. Na razie.

No właśnie, to ksiądz jest budowniczym obecnej świątyni w Ławkach...
Zawsze powtarzałem z ambony: „Tego kościoła nie budujecie dla księdza - bo ja i tak kiedyś odejdę, albo umrę - ale dla swoich dzieci, wnuków i następnych pokoleń. Wam dana jest ta łaska, by postawić ten kościół tym, którzy po was przyjdą. To wasz pomnik”. Często mi teraz o tym przypominają. Zwłaszcza ci, którzy budowali, a teraz do kościoła już nie mogą przychodzić oraz bliscy tych, którzy już odeszli.

Czuje się zatem ksiądz ojcem parafii w Ławkach?
Tak, czuję się ojcem parafii. Może podam taki przykład sprzed paru lat. Spytałem kiedyś Rady Starszych (taka nieformalna rada duszpasterska – „bo jak bydom tyż, to bez nos” - przyp. red.) czy na kolędzie zapytać, czy parafianie chcą zmiany godziny niedzielnej mszy św. Wtedy usłyszałem odpowiedź: „Farorzu, po co się bydziecie pytać. Tu jest tak, jak na grubie. Jest kierownik i są ślepry. Co powie kierownik, to trza robić. Tak mo być, bo inaczej Se narobicie bajzlu”.

Parafianie mówią, że do proboszcza z każdą sprawą mogą przyjść...
Już na samym początku powiedziałem z ambony: Jeśli ktoś ma jakąś osobistą sprawę, to zapraszam o każdej porze. Z plotkami proszę nie przychodzić, bo pokaże drzwi. Nie znoszę plotek. I tak do dziś dnia pozostało. W tym roku odwiedziłem domy parafian po raz 26. Myślałem sobie, że będzie szybciej, bo znam wszystkich na wylot. A tu odwrotnie: muszę już chodzić dwa dni dłużej, niż dawniej, bo ludzie chcą pogadać z proboszczem o trudnych sprawach. W wielu przypadkach nie pomogę, ale przynajmniej wysłucham. A o to przecież chodzi. Mam ten komfort, że każdy może przyjść, kiedy chce – nawet w sobotę i niedzielę – co w dużych parafiach jest – rzecz jasna - niemożliwe. Drzwi są zawsze otwarte dla wszystkich. Kieruję się zasadą św. Augustyna: „ Więcej złapiesz much na kroplę miodu, niż na beczkę octu” i słowami św. Pawła: „Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność”. Od księdza ludzie oczekują bardzie wyrozumiałości i pociechy, niż nakazów czy pouczeń.

Jak ksiądz organizuje porządek w parafii?
Krzewy tui sam sadziłem – oczywiście z pomocą ludzi – ale sam zaprojektowałem, jak otoczenie parafii ma wyglądać. Teraz bym zrobił to nieco inaczej, ale wtedy takie właśnie były optymalne możliwości. A poza tym pewni „miłośnicy zieleni” przyjeżdżali i nocą zabierali sobie co ciekawsze okazy. Kościół nie jest ogrodzony. Kiedyś trzeba było dbać o każdą roślinkę. Teraz nastał czas przycinania i wycinania. O tym sam decyduję, ale zastęp mężczyzn mi pomaga. O koszeniu trawy przy kościele i na cmentarzu już dawno zapomniałem. Ludzie nie dopuszczają mnie do kosiarek ani traktorka. Ja tylko kupuję benzynę i olej. Sami się organizują. Jest taka umowa: „gdy spadnie śnieg, to zbiórka przy kościele o godz. 9”, gdy mocniej popada to jeszcze o 15. I oby tak było dalej.

Kiedy ksiądz odkrył swoje powołanie?
Już jako 7-latek pytałem: mamo, kto jest ważniejszy: Spyra, wtedy dyrektor kopalni "Ziemowit" w Lędzinach, czy farorz? - Chyba farorz - mówiła mama. Pytałem znowu: mamo, kto jest ważniejszy - farorz czy biskup? - Biskup! W końcu zapytałem, kto jest ważniejszy - biskup czy papież? Wtedy mama powiedziała: Synku, może i biskupem zostaniesz, ale nie papieżem.

Odradzał ktoś kiedyś księdzu kapłaństwo?
Odradzał mi przed rozdaniem świadectw maturalnych dyrektor LO w Bieruniu. Groził, że wyląduję w wojsku. I tak też się stało. Byłem zakładnikiem w rozmowach miedzy Państwem i Kościołem w Bartoszycach w latach 1972-74. Za zorganizowanie głodówki na 3. kompanii miałem tylko przepustkę na mszę św. w Boże Narodzenie i Wielkanoc. Na koniec służby dowódca kompanii, siedząc w fotelu z butami na biurku, z czapką na bakier, w rozmowie ze mną odstawił tyradę: "Obywatelu szeregowy! Ojczyzna ludowa nie miała z was żadnego pożytku, jedliście chleb za darmo". I wstał. Stanął na baczność, poprawił czapkę, zasalutował i powiedział: "Ale ksiądz z ciebie będzie dobry. Spierdalaj!". Poczułem się, jakby mi gwiazdkę założył na pagonie. Przeciwnika się szanuje! Złożyłem podanie na Akademię Sztuk Pięknych oraz historię sztuki UJ. Udało mi się to potem pogodzić, bo studiowałem historię sztuki sakralnej w seminarium krakowskim pod przewodnictwem ks. prof. Bolesława Przybyszewskiego - magisterium i licencjat kościelny. Dwa w jednym.

Żałował ksiądz kiedyś swojego wyboru?
Nigdy! „Co raz wybrałem, wciąż wybierać muszę” – to za św. Pawłem. Nie oglądam się za siebie. Było, minęło. I do przodu! Taka jest natura Ślązaka!

Ksiądz jest lędzinianinem...
Urodziłem się w Lędzinach, jestem zameldowany w Lędzinach i pewnie tam umrę. Ale pochowany chcę być w Ławkach, wśród swoich. Z Lędzin jeździłem do Wesołej przez Krasowy przez długi czas. Byłem wikarym w Skoczowie. Proboszcz ciężko chorował, a chodziło o budowę kościoła w Pogórzu koło Skoczowa. Podczas spaceru proboszcz mnie zapytał: „Czy podjął by się ksiądz tej budowy?” Odpowiedziałem: „Księże Dziekanie, jestem za młody, skończyłem LO, nie znam się na budowie”. Wtedy wychodził taki tygodnik „Katolik”. Prezentowano tam też parafie diecezji na ostatniej chyba stronie. Akurat była parafia w Wesołej. Pomyślałem sobie: kościół budował ks. Franciszek Konieczny z Lędzin, a ja tam jeszcze nigdy nie byłem. Ciekawa parafia. Na moje miejsce w Skoczowie przyszedł za miesiąc budowniczy kościoła w Pogórzu. A ja wylądowałem… w Wesołej. To był koniec listopada. Miałem okazje współpracować ze wspaniałym proboszczem i człowiekiem ks. Arnoldem Woźnicą. To on mnie nauczył takiego podejścia do ludzi: „Synek, nie ważne, jak ten zmarły żył! Pan Bóg go osądzi. Chodzi o tych, co żyją”!
Z Lędzin jeździłem do Wesołej przez Krasowy przed długi czas. Kiedyś sąsiad mnie zapytał: „a czemu ksiądz nie jeździ przez Ławki?” „A co to są Ławki?” - zapytałem. Pokazał mi drogę. Przypomniałem sobie o niej, gdy w 1968 roku pobłądziłem na rowerze i pytałem, jak się dostać do Lędzin. Wtedy była to polna droga. Nie było asfaltu. Potem, gdy jeździłem już przez Ławki, zawsze patrzyłem na to ugorzysko i myślałem sobie: fajne miejsce na kościół. No i tak wyszło. „Człowiek myśli, Pan Bóg kreśli”.

Ostatnio w rozmowie z DZ, ksiądz wspominał o emeryturze. Nie boi się ksiądz przekazać parafię w "obce" ręce...
Parafia to „wspólnota wspólnot”. To ludzie ją tworzą, a nie ksiądz. Nie wiem, czy dożyję do emerytury, ale chce, by parafianie byli przygotowani na nowego proboszcza. Ksiądz ma służyć, a nie dominować. W sercu pozostają wspomnienia, ale zawsze idę do przodu. To taka śląska cecha. Nic tu nie jest moje, jedynie miejsce na cmentarzu. Nie jestem właścicielem parafii, tylko jej sługą.

Strona oficjalna parafii w Ławkach

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto